Kto uratuje Wieśniaka?
POZORNIE zwykły melodramat w typowym amerykańskim stylu Frank O. Gilroy wzięty na Broadwayu scenarzysta, a od niedawna bardziej ambitny dramaturg zna dobrze swój rynek literacki. Zadebiutował sztuką "Kto uratuje "wieśniaka", którą właśnie wystawił stołeczny "Dramatyczny", napisał wkrótce drugą sztukę "Mowa o różach" i jest nadzieja,że napisze dalszych dziesięć, które równie szybko pójdą w świat. Jeśli nawet jest wiele przesady w tym nagłym rozgłosie to mimo wszystko nazwisko: Gilroy warto zapamiętać, a na debiut Gilroya "Kto uratuje wieśniaka" i jego polską prapremierę - zwrócić uwagę. Pozornie, i zresztą nie tylko pozornie - melodramat, pozornie też rzecz o bardzo kameralnym wymiarze problemowym i pozornie wreszcie obrazek z powojennego, tragicznie ułożonego życia przyjaciół frontowych. Ten sam przez cały czas pokój,ta sama sceneria i tylko trzy właściwe postacie: dwóch owych przyjaciół i żona jednego z nich. Przyjaciele spotykają się po raz pierwszy po osiemnastu latach. Są zresztą dla siebie czymś więcej niż przyjaciółmi z wojny. Były żołnierz John Doyle wyrwał właściwie Alberta Cobba z rąk śmierci. Kto uratuje "wieśniaka" - zawołał porucznik. Tak popularnie wtedy nazywano Alberta. Urodził się na wsi był wieśniakiem w sposobie bycia i marzył o wsi. Poszedł wówczas pierwszy, na ochotnika John. Wyniósł Alberta z linii właściwie już wtedy niemieckiej, gdzie pozostał ranny, wyniósł spod kul, spod ognia, sam zostając ciężko raniony. "Wieśniak" został uratowany, ale rana Johna po latach odnowiła się zaczęła się jego wędrówka po szpitalach i jest właściwie. gdy odwiedza przyjaciela, śmiertelnie już chory...
Nie wstydźmy się streszczenia. Wstydliwe to nie wiem dlaczego u nas przyjęte i stosowane z pożytkiem dla czytelnika m.in. w krytyce francuskiej. To streszczenie jest zresztą niezbędne, by zdać sobie tzw. sprawę. W pewnym momencie w scenach spotkania dwóch przyjaciół otwierają się w sztuce znacznie szersze perspektywy myślowe, wyprowadzające poza ów pokój, wyprowadzające na świat zaznaczony tu przez scenografa, Zenobiusza Strzeleckiego dziesiątkami umownych, kolorowych neonów. John Doyle przyjeżdża odwiedzić swego uratowanego "wieśniaka" przede wszystkim po to, by sprawdzić, gdy sam jest już bliski śmierci, czy przynajmniej jego czyn z frontu miał jakiś sens, czy był potrzebny uratowanemu, chce szukać rekompensaty własnego zmarnowanego życia w życiu uratowanego. Spotka go bolesne rozczarowanie. Albert nie jest wcale szczęśliwy w swym życiu, a szczęście, które stara się grać okazuje s|ę rychło zwykłą komedią pozorów. Nie mógł być wieśniakiem, wojna wyrwała go ze wsi, gdy był jeszcze właściwie dzieckiem, kupił wprawdzie farmę, ale nie miał pojęcia o jej prowadzeniu. Jest w końcu skromny inkasentem elektrowni, którego jedyną radością są zdarzające się niekiedy przygody w domach z samotnymi, nudzącymi się damami. Nie ma również domu - żona go nienawidzi i zdradza. Pomoc i przyjaźń były mu potrzebne nie tylko w czasie wojny, częściej, znacznie częściej po wojnie. Po co pan tego durnia ratował - pyta cynicznie żona. Rzeczywiście - odpowiada gorzko John - nie zastanawiałem się nad tym...
Umiejscowiona w jednym pokoju, rozgrywana między trzema osobami przełamuje ta sztuka zwyczajną, naturalistyczną obrazkowość. Należy do tego gatunku literatury, która choć kształtowana według mód psychoanalizy, behavioryzmu, choć skrywa szersze analizy problemowe i ucieka w melodramat, odbija mimo wszystko pewien klimat moralno-społeczny. Jest to ten sam klimat, który wydał m.in. znaną sztukę "Dwoje na huśtawce" z jej samotnością ludzką wśród wielkich drapaczy i wydaje literaturę "młodego, gniewnego" pokolenia wojennego, dla którego przyjaźń z wojny jest jedyną, przenoszoną w blaknącym wspomnieniu, przyjaźnią w jego zmaterializowanym świecie. Jest to bardzo znamienne. A w dodatku autor "Wieśniaka" wie dobrze, jak się "robi" dramaturgię... Sztuka jest bardzo zręcznie zbudowana i błyskotliwie napisana. Ma wszystko niemal, co potrzebne do utrzymania widza w napięciu, co zresztą Jan Świderski jako reżyser świetnie wykorzystał. Ma świetne role. Wyłączmy tylko stereotypową żonę Alberta, ukształtowaną we freudowskim stylu, z erotycznym odchyleniem od normy. Jest to amerykański schemat. Ma przede wszystkim dwie kapitalnie narysowane postacie owych przyjaciół: powściągliwego, surowego, złamanego chorobą Johna, którego świetnie gra Edmund Fetting i rubasznego, kanciastego "wieśniaczego" Alberta, którego kapitalny portret stworzył z kolei Wiesław Gołas. Jest to portret rysowany z właściwą mu wyrazistością i bogactwem środków,w każdym szczególe prawdziwy i imponujący.